Wyznania mówcy.

Spraw by ludzie Cię słuchali.

NAJWAŻNIEJSZE
NOTATKI Z KSIĄŻKI:

Autor: Confessions of a Public SpeakerScott Berkun

> wyznania mowcy

To naj­lep­sza książ­ka o wystą­pie­niach publicz­nych jaka kie­dy­kol­wiek zosta­ła wyda­na. Pozycja obo­wiąz­ko­wa dla każ­de­go, kto się tym zaj­mu­je. Wspaniałe, kon­kret­ne pora­dy i oso­bi­ste opo­wie­ści.

To wspa­nia­ły spo­sób na życie, otrzy­my­wa­nie pie­nię­dzy za myśle­nie, ucze­nie się i wymia­nę pomy­słów.

Moim celem jest spraw­dze­nie, jak dłu­go będę w sta­nie pro­wa­dzić nie­za­leż­ne życie wyłącz­nie dzię­ki temu, co piszę i co mówię.

Jeśli kocha się idee, mówie­nie i pisa­nie to natu­ral­ne kon­se­kwen­cje. Znamy histo­rie wiel­kich myśli­cie­li, ponie­waż prze­ma­wia­li albo pisa­li.

Mam nadzie­ję, że pew­ne­go dnia będę wiel­kim myśli­cie­lem i wiem, że dopro­wa­dzi mnie tam prze­ma­wia­nie i pisa­nie.

Wyrażanie idei jest czę­sto jedy­nym spo­so­bem na zro­zu­mie­nie, czym one są, i dowie­dze­nia się, co tak napraw­dę myśli­my.

Wyrażanie się pozwa­la na naukę dzię­ki kry­ty­ce innych, a ja cie­szę się, że wysze­dłem na głup­ca, jeśli w zamian nauczę się cze­goś, cze­go nie nauczył­bym się w żaden inny spo­sób. Fascynuje mnie wie­le pomy­słów z prze­róż­nych dzie­dzin i chciał­bym pisać i mówić o każ­dym z nich. Jestem sza­le­nie wdzięcz­ny, że mogę utrzy­my­wać się z tego, że jestem prze­kaź­ni­kiem idei. Mam nadzie­ję, że będę w sta­nie robić to przez resz­tę moje­go życia.


Wystąpienia publicz­ne to for­ma wyra­ża­nia sie­bie. Trzeba w tym uwzględ­nić temat, a wybór tema­tu okre­śla nas lepiej niż fak­tycz­na mowa. Ja jed­nak mówię o tych rze­czach, o któ­rych piszę, to zna­czy w sumie o wszyst­kim. Nazywanie mnie myśli­cie­lem – wol­nym strzel­cem (bez wzglę­du na to, jak próż­ne może się to wyda­wać) jest bar­dzo traf­ne.

Gdy ma miej­sce jakaś kata­stro­fa, coś wybu­cha albo poty­kam się i upa­dam, uzy­sku­ję od słu­cha­czy więk­szą uwa­gę niż mia­łem 30 sekund temu. I jeśli nie dbam zbyt­nio o moją kata­stro­fę mogę wyko­rzy­stać przy­cią­gnię­tą w ten spo­sób uwa­gę i zro­bić z nią coś dobre­go – cokol­wiek powiem zaraz po niej, publicz­ność z pew­no­ścią zapa­mię­ta.

Jeśli chce­my być w czymś dobrzy, pierw­szą rze­czą, któ­ra powin­na się ulot­nić, jest kon­cep­cja per­fek­cji.

Obsesja na punk­cie per­fek­cji powstrzy­mu­je nasz roz­wój. Przestajemy podej­mo­wać ryzy­ko, co ozna­cza, że prze­sta­je­my się uczyć. Nie chcę być ide­al­ny. Chce być przy­dat­ny.

Pozwolono mi mówić przez 10 minut, a ponie­waż prze­cięt­nie wypo­wia­da­my 2-3 sło­wa na sekun­dę, potrzeb­ne nam jest zale­d­wie 1 500 słów mate­ria­łów (600 sekund x 2.5 sło­wa na sekun­dę).

Rzeczy, na punk­cie któ­rych mów­cy mają obse­sje to zupeł­ne prze­ci­wień­stwo tego, na czym zale­ży publicz­no­ści. Oni chcą, by ich zaba­wiać. Chcą się uczyć. I przede wszyst­kim, chcą by poszło nam dobrze.


Błędy, któ­re popeł­nia­my, zanim jesz­cze wypo­wie­my jakieś sło­wo, a któ­re mają duże zna­cze­nie. To mię­dzy inny­mi…

* brak inte­re­su­ją­cej opi­nii,

* nie­ja­sne myśle­nie o swo­im prze­sła­niu,

* nie pla­no­wa­nie spo­so­bów na uświa­do­mie­nie tego prze­sła­nia publicz­no­ści.


To błę­dy, któ­re mają zna­cze­nie. Jeśli potra­fi­my usta­lić, jak je napra­wić, nic wię­cej nie ma zna­cze­nia.

Strach sku­pia uwa­gę. Wszystkie faj­ne, inte­re­su­ją­ce rze­czy w życiu nio­są ze sobą oba­wy.

Wszystkie dobre rze­czy nio­są ze sobą moż­li­wość poraż­ki.


Ćwiczenie: stań przy biur­ku, wyobraź sobie publicz­ność wokół sie­bie i prze­ma­wiaj dokład­nie tak, jak­by to było napraw­dę.

Jednak nie ćwicz po to, by być mistrzem, i nie ucz się na pamięć. Gdybym zro­bił jed­no lub dru­gie, brzmiał­bym jak robot albo, co gor­sza, jak oso­ba, któ­ra bar­dzo moc­no pró­bu­je powie­dzieć coś w dokład­nym, okre­ślo­nym, cał­ko­wi­cie nie­na­tu­ral­nym sty­lu, któ­ry da się wyczuć na kilo­metr. Mam zamiar po pro­stu znać moje mate­ria­ły na tyle dobrze, by bar­dzo dobrze się z nimi czuć. Celem jest pew­ność sie­bie, nie per­fek­cja.


Czy mogę spra­wić, że to zadzia­ła, jeśli spró­bu­ję ponow­nie?

Czy ten lub poprzed­ni slajd potrze­bu­je zmian?

Czy foto­gra­fia i histo­ria mogły­by zastą­pić ten cały tekst?

Czy ist­nie­je lep­sze wpro­wa­dze­nie z poprzed­nie­go punk­tu do tego?

Czy stan rze­czy się popra­wi, jeśli po pro­stu zupeł­nie wyrzu­cę ten punkt/slajd/pomysł?

Powtarzam ten pro­ces dopó­ki nie przej­dę przez całą mowę, nie popeł­nia­jąc więk­szych błę­dów.


Chcę, żeby moje cia­ło było tak zre­lak­so­wa­ne, jak to tyl­ko moż­li­we i spa­lam spo­ro ener­gii fizycz­nej wcze­śniej w cią­gu dnia. Zawsze idę na siłow­nię ran­kiem w dniu prze­mó­wie­nia z zamia­rem uwol­nie­nia dodat­ko­wej, ner­wo­wej ener­gii, zanim wej­dę na sce­nę.

Dla celów pry­wat­nych – powiedz­my, gdy Google lub Ferrari orga­ni­zu­je dla swo­ich pra­cow­ni­ków corocz­ne wyda­rze­nie – ile jest wart mów­ca, któ­ry spra­wił­by, że pra­cow­ni­cy sta­li­by się nie­co mądrzej­si, lep­si lub bar­dziej zmo­ty­wo­wa­ni, gdy powró­cą do pra­cy?

Idealnym pomiesz­cze­niem na wykład jest teatr.

Zapytajmy ludzi, czy nie jest im zbyt zim­no lub zbyt gorą­co, a póź­niej popro­śmy orga­ni­za­to­rów przez mikro­fon, by coś z tym zro­bi­li (nawet, jeśli nie mogą nic z tym zro­bić, war­to być jedy­nym mów­cą, któ­ry przej­mu­je się tym, jak czu­je się publicz­ność).

Wysłuchajmy poprzed­nie­go mów­cy. Czasem w poprzed­nim prze­mó­wie­niu usły­szy­my żart lub komen­tarz, któ­ry może­my pod­chwy­cić, albo któ­re­go może­my chcieć unik­nąć, wie­dząc, że był wyko­rzy­sta­ny wcze­śniej.

Paranoja gene­ru­je ude­rza­ją­co duże praw­do­po­do­bień­stwo, że stwo­rzy­my to, cze­go się oba­wia­my, a to pod­trzy­mu­jąc para­no­ję.

Jeśli chcę, by publicz­ność dobrze się bawi­ła, to sam muszę się dobre bawić. Jeśli chcę, by się śmia­li, sam muszę się śmiać. Jednak muszę to zro­bić w taki spo­sób, by mogli nawią­zać ze mną kon­takt, co jest trud­ne do wyko­na­nia. Pijany toast na wese­lu jest czę­sto świet­ną zaba­wą dla wyko­nu­ją­ce­go go, ale dla wszyst­kich innych jest żało­sny. Jednak wspa­nia­li mów­cy potra­fią nawią­zy­wać kon­takt, dzie­ląc się auten­tycz­ną czę­ścią samych sie­bie, by stwo­rzyć wyjąt­ko­we, pozy­tyw­ne doświad­cze­nie dla publicz­no­ści.

Nigdy nie twier­dzi­łem, że mam nowy pomysł. Zajmuję się oczy­wi­sto­ścia­mi. Prezentuję, powta­rzam i glo­ry­fi­ku­ję oczy­wi­sto­ści – ponie­waż oczy­wi­sto­ści to coś, co trze­ba ludziom powie­dzieć.

Największą potrze­bą ludzi jest wie­dza na temat tego, jak obcho­dzić się z inny­mi; powin­no im to przy­cho­dzić natu­ral­nie, ale tak nie jest. – (Dale Carnegie)

Problemem więk­szo­ści złych pre­zen­ta­cji, któ­re widu­je, nie jest prze­ma­wia­nie, slaj­dy, wygląd czy jaka­kol­wiek z rze­czy, na punk­cie któ­rych ludzie mają obse­sje. Jest nim nato­miast brak myśle­nia.

Wszystkie dobre wystą­pie­nia publicz­ne opie­ra­ją się na dobrym myśle­niu.

Przekształćmy wstęp­ny zestaw pomy­słów w jasne punk­ty.


Gdy pla­nu­je­my swo­je prze­mó­wie­nie, zacznij­my od speł­nie­nia poniż­szych warun­ków. Ludzie przy­cho­dzą, ponie­waż:

Chcą się cze­goś nauczyć.

Chcą być zain­spi­ro­wa­ni.

Mają nadzie­ję, że ich zaba­wi­my.

Mają potrze­by, któ­re chcą, byśmy zaspo­ko­ili.

Pragną poznać ludzi, któ­rzy też są zain­te­re­so­wa­ni tema­tem.

Szukają pozy­tyw­nych doświad­czeń, któ­ry­mi mogą podzie­lić się z inny­mi.

Są zmu­sze­ni, by tam być, przez swo­ich sze­fów, rodzi­ców, wykła­dow­ców lub współ­mał­żon­ków.


Gdy 100 ludzi słu­cha nas przez godzi­nę, daje to 100 godzin cza­su ludzi, któ­ry ludzie poświę­ca­ją temu, co mamy do powie­dze­nia. Jeśli nie może­my spę­dzić 5 do 10 godzin na przy­go­to­wa­niach, ulep­sza­jąc swój prze­kaz tak, by jak naj­le­piej dopa­so­wać się do ich potrzeb, to co to mówi o naszym sza­cun­ku do cza­su publicz­no­ści.


TYTUŁ

W tytu­le zaj­mij­my sil­ne sta­no­wi­sko. Wszystkie prze­mó­wie­nia i pre­zen­ta­cje mają punkt widze­nia, a my powin­ni­śmy wie­dzieć jaki jest nasz.

Zacznijmy od moc­ne­go tytu­łu. Tytuły przy­cią­ga­ją bar­dzo nie­wie­le uwa­gi, jed­nak zawsze są to pierw­sze sło­wa na slaj­dach. I jeśli prze­ma­wia­my na spo­tka­niu lub kon­fe­ren­cji, od tego zale­ży to, czy ludzie będą chcie­li wybrać się na naszą pre­zen­ta­cję.

Jeśli zaty­tu­łu­ję ją „Kreatywność dla począt­ku­ją­cych” od razu ska­zu­ję się na poraż­kę. W jaki spo­sób miał­bym powie­dzieć wszyst­ko, co począt­ku­ją­cy musi wie­dzieć o kre­atyw­no­ści? I dla­cze­go publicz­ność mia­ła­by chcieć wie­dzieć wszyst­ko? To było­by nud­ne i zaję­ło­by wiecz­ność. Dobre wykła­dy nigdy nie są wszech­stron­ne, ponie­waż nie jest to wła­ści­wy for­mat.

Lepszym tytu­łem był­by „Jak być kre­atyw­nym wyko­nu­jąc nud­ną pra­cę” albo „Zielone jaja i burza mózgów: jak nauczyć się kre­atyw­no­ści czy­ta­jąc Dra Seussa”.

Ludzie napraw­dę chcą mieć wgląd. Chcą punk­tu widze­nia. Dobry mów­ca lub nauczy­ciel znaj­dzie je.


Możecie ścią­gnąć jaki­kol­wiek z poniż­szych tytu­łów, by zna­leźć się na naj­lep­szej dro­dze do moc­niej­szej pre­zen­ta­cji:

Pięć naj­częst­szych pro­ble­mów z _____ i jak je roz­wią­zać

Dlaczego _____ jest do kitu i co może­my z tym zro­bić

Najczęściej zada­wa­ne pyta­nia i genial­ne odpo­wie­dzi na temat _____

Prawda o _____ i jak może nam to pomóc

Mądre skró­ty i spryt­ne sztucz­ki na temat _____, któ­re zna­ją tyl­ko eks­per­ci

Pięć powo­dów, dzię­ki któ­rym wygra­cie dając mi _____

Dlaczego _____ zmie­ni Wasze życie na zawsze, za dar­mo, już teraz


Myślmy uwa­ża­nie o naszej kon­kret­nej publicz­no­ści. Musimy wie­dzieć, dla­cze­go tam są, jakie są ich potrze­by, jaka jest ich wie­dza na dany temat, jakie są ulu­bio­ne teo­rie, w któ­re wie­rzą, i jak według nich zmie­ni się świat, gdy nasz wykład się skoń­czy.

Niech kon­kret­ne punk­ty będą tak zwię­złe, jak to tyl­ko moż­li­we.

Każdy punkt powi­nien zmie­ścić się w poje­dyn­czym, ści­słym, inte­re­su­ją­cym zda­niu. Argumenty mogą być dłu­gie, ale nikt nie powi­nien mieć wąt­pli­wo­ści co do tego, jakie jest nasze sta­no­wi­sko pod­czas gdy je argu­men­tu­je­my.

Jeśli jasno prze­my­ślę moje punk­ty, nawet jeśli zapo­mnę, na jakie kon­kret­ne spo­so­by mia­łem je przed­sta­wić, wciąż mogę przed­sta­wić je publicz­no­ści.

Jeśli jestem bie­gły w mojej dzie­dzi­nie, mogę zaofe­ro­wać aneg­do­ty w natu­ral­ny spo­sób.


W efek­cie, dzię­ki cięż­kiej pra­cy nad jasnym, sil­nym i dobrze uar­gu­men­to­wa­nym zary­sem, uda­ło mi się już zbu­do­wać trzy wer­sje prze­mo­wy:

1. Krótka pre­zen­ta­cja (tytuł)

2. Wersja pię­cio­mi­nu­to­wa (wypo­wie­dze­nie każ­de­go punk­tu i krót­kie pod­su­mo­wa­nie)

3. Pełna wer­sja (ze slaj­da­mi, fil­ma­mi i wszyst­kim, co wzmac­nia każ­dy z punk­tów)


Mark Twain, Winston Churchill i Franklin Roosevelt – oni wszy­scy wyko­rzy­sty­wa­li krót­ki zarys w posta­ci pię­ciu lub sze­ściu punk­tów – czę­sto zawie­ra­ją­cym tyl­ko kil­ka słów na każ­dy punkt – któ­re poma­ga­ły im przy­po­mnieć sobie godzin­ne prze­mó­wie­nia w trak­cie ich wygła­sza­nia.

Jeśli dosta­tecz­nie prze­my­śli­my wszyst­ko wcze­śniej, wszyst­ko cze­go potrze­bu­je nasz mózg to krót­ka lista, a więk­szość mowy zaj­mie się sama sobą.

Gdy milk­nie cała publicz­ność. Wszystkie roz­mo­wy i sze­le­sty usta­ją, i wszy­scy, w mniej wię­cej tym samym cza­sie zaczy­na­ją cze­kać na to, co ma się wyda­rzyć. Nazywa się to uci­sze­niem tłu­mu, ale tak napraw­dę jest to moment, w któ­rym tłum się two­rzy. 200 uni­ka­to­wych osób, z róż­ny­mi myśla­mi i pomy­sła­mi sta­je się teraz jed­ną jed­nost­ką, łącząc się po raz pierw­szy, by skie­ro­wać zjed­no­czo­ną uwa­gę na przed­nią część sali.

Dziwne jest to, że publicz­ność odda­je kon­tro­lę nie­zna­ne­mu. Nie widzie­li fil­mu wcze­śniej. Nie sły­sze­li wykła­du ani nie widzie­li sztu­ki. To akt sza­cun­ku i nadziei – i jest on nie­sa­mo­wi­ty.

Tylko kil­ka rze­czy na świe­cie może uci­szyć pomiesz­cze­nie peł­ne ludzi, a począ­tek wystą­pie­nia jest jed­ną z nich.

Ten wyjąt­ko­wy moment to jedy­ny czas, w któ­rym mam peł­ną uwa­gę całej publicz­no­ści.

To, jak dobrze mi pój­dzie na począt­ku zale­ży od tego, jak wyko­rzy­stam potę­gę tego momen­tu.

Jak utrzy­mam uwa­gę ludzi, gdy ten moment już minie?

Nigdy nie poświę­caj­my ponad 10 minut na poje­dyn­czy punkt.

Ukształtujmy cały wykład na pod­sta­wie kolej­no­ści punk­tów, któ­rych usły­sze­niem zain­te­re­so­wa­na jest publicz­ność.

Z zało­że­nia nie­rów­no roz­kła­da­my siły; mamy na przy­kład 100 sena­to­rów, 50 guber­na­to­rów i tyl­ko jed­ne­go pre­zy­den­ta, a ogrom wła­dzy każ­de­go z nich jest więk­szy niż repre­zen­to­wa­ne­go przez nich oby­wa­te­la. Nierówna dys­try­bu­cja sił jest nie­zbęd­na, do sku­tecz­ne­go wyko­ny­wa­nia zadań.

Przez więk­szość cza­su w histo­rii cywi­li­za­cji jedy­ny­mi publicz­ny­mi mów­ca­mi byli wodzo­wie, kró­lo­wie i fara­ono­wie. Jednak nie­wie­lu mów­ców wyko­rzy­sty­wa­ło olbrzy­mi poten­cjał tej wła­dzy. Większość mów­ców tak bar­dzo oba­wia się zro­bić coś nie­ty­po­we­go, że mar­nu­ją siłę, któ­rą publicz­ność chcia­ła­by, żeby wyko­rzy­sta­li.

Najłatwiejszym spo­so­bem wyko­rzy­sta­nia wła­dzy jest usta­le­nie tem­pa.

„Mam na ten wykład 30 minut i muszę omó­wić pięć punk­tów. Poświęcę każ­de­mu z nich pięć minut, a pozo­sta­ły czas prze­zna­czę na pyta­nia.”

Wypowiedzenie tego zaj­mu­je jakieś 10 sekund, jed­nak za tę małą cenę wciąż posia­dam uwa­gę zgro­ma­dzo­nych, ponie­waż zna­ją plan.

Gdy już mamy uwa­gę wszyst­kich ludzi, krót­ko przed­staw­my im to, jak wszyst­ko się poto­czy.

Coś jest nie tak, gdy mija 60 sekund, a my wciąż nie prze­szli­śmy do pierw­sze­go punk­tu. Nie mar­nuj­my cza­su na prze­sta­wia­nie swo­je­go życio­ry­su czy opo­wia­da­nie histo­rii wstecz („naj­pierw prze­czy­ta­łem o bla bla w bla bla”). To ich nie obcho­dzi.

O pierw­szej minu­cie nale­ży myśleć jak o zwia­stu­nie fil­mo­wym: powin­na być peł­na dra­ma­ty­zmu, eks­cy­ta­cji i pod­kre­ślać, dla­cze­go ludzie powin­ni nadal słu­chać.

Najlepszym spo­so­bem na przy­cią­gnię­cie uwa­gi jest opo­wie­dze­nie histo­rii, któ­ra obcho­dzi publicz­ność. Wtedy mają dwa powo­dy do zain­te­re­so­wa­nia: sytu­ację i to, komu się ona przy­tra­fia.

„Teraz coś o kodach podat­ko­wych.”

To po pro­stu nud­ny fakt, uno­szą­cy się gdzieś w prze­strze­ni, zachę­ca­ją­cy ludzi do skie­ro­wa­nia uwa­gi gdzie indziej. Zupełnie ina­czej jest, gdy powie­my:

„80% z osób na widow­ni jest zdez­o­rien­to­wa­nych pozy­cją 5. lub 6. for­mu­la­rza zwro­tów podat­ko­wych, co kosz­tu­je was 500$. Oto jak nie popeł­niać tego błę­du.”

Nawet, jeśli temat jest tak ogłu­pia­ją­co nud­ny jak for­mu­la­rze podat­ko­we, sta­je się on inte­re­su­ją­cy, jeśli mów­ca przej­mu­je się zarów­no pro­ble­mem, jak i ludź­mi, któ­rych on doty­ka.

Wpływ to funk­cja, któ­ra przy­ku­wa czy­jąś uwa­gę, łączy się z tym, co do tej pory uwa­ża­li za waż­ne i koja­rzy to uczu­cie z tym, co chce­my, by zoba­czy­li, zro­bi­li albo poczu­li. Łatwiej jest naj­pierw opo­wie­dzieć swo­ją histo­rię, potem nakre­ślić wokół niej koło znaczeń/połączeń, wyko­rzy­stu­jąc to, co zoba­czy­my i usły­szy­my w odpo­wie­dzi od słu­cha­czy.

Jeśli ludzie poświę­ca­ją nam godzi­nę swo­je­go cza­su na to, byśmy do nich mówi­li, ocze­ku­ją, że będzie­my pew­ni tego, co mówi­my i robi­my.

Jeśli będzie­my bawić się pilo­tem do lap­to­pa, nie będzie­my orien­to­wać się we wła­snych slaj­dach albo będzie­my prze­pra­szać za to, że nie przy­go­to­wa­li­śmy się lepiej do pre­zen­ta­cji, sta­nie się jasne, że nie jeste­śmy war­ci ich uwa­gi. Nie odgry­wa­my roli, jakiej ocze­ku­ją – pew­ne­go sie­bie, jasno wyra­ża­ją­ce­go się, zmo­ty­wo­wa­ne­go i być może zabaw­ne­go eks­per­ta w jakiejś dzie­dzi­nie.

Nie musi­my być ide­al­ni, ale musi­my grać swo­ją rolę. Innymi sło­wy, musi­my być więk­si niż jeste­śmy.

Mówmy gło­śniej, przyj­muj­my moc­niej­sze posta­wy i zacho­wuj­my się bar­dziej agre­syw­nie niż zacho­wy­wa­li­by­śmy się w nor­mal­nej roz­mo­wie. To są zasa­dy wystę­po­wa­nia.

Powszechnym błę­dem, któ­ry popeł­nia­ją ludzie jest kur­cze­nie się na sce­nie. Nie stań­my się zbyt uprzej­mi i ostroż­ni.

Bądźmy peł­ną pasji, zain­te­re­so­wa­ną i w peł­ni obec­ną wer­sją samych sie­bie.

Sztuka gra­nia to nie ćwi­cze­nie sztucz­ne­go zacho­wy­wa­nia się. To ucze­nie się jak stać się bar­dziej eks­pre­syw­nym i zasto­so­wa­nie tego w życiu na sce­nie i poza nią. Wszyscy mów­cy mogą sko­rzy­stać, jeśli dowie­dzą się cze­goś o teatrze.

Wiem poło­wę z tego, co wie na dany temat moja publicz­ność, a jed­nak nadal ich zadzi­wiam, zaska­ku­ję i zaba­wiam tym, w jaki spo­sób snu­ję swo­je histo­rie.

To spra­wia, że przej­ścia mię­dzy slaj­da­mi są nie­zwy­kle waż­ne. Muszę wie­dzieć, co poja­wi się w następ­nej kolej­no­ści i tak usta­lić to, co powiem przy bie­żą­cym slaj­dzie, by kolej­ny się opła­cił.

To, czy zro­bię to dobrze zale­ży od tego, jak wie­le ćwi­czę. Nie pamię­tam przejść pomię­dzy punk­ta­mi lub tego, jak jed­na histo­ria będzie się naj­le­piej łączyć z kolej­ną, dopó­ki nie powtó­rzę wszyst­kie­go i nie nauczę się, jak to zro­bić.

Najprostszym rodza­jem napię­cia, któ­re może­my wytwo­rzyć, a następ­nie uwol­nić jest pro­blem i roz­wią­za­nie.

Jeśli nasza prze­mo­wa zwie­ra kil­ka waż­nych dla publicz­no­ści pro­ble­mów, a my obie­ca­my uwol­nić napię­cie stwo­rzo­ne przez te pro­ble­my poprzez roz­wią­za­nie każ­de­go z nich, odnie­sie­my duży suk­ces.

Publiczność będzie nas śle­dzić przez każ­dą sekwen­cję napię­cia i roz­wią­za­nia.

Jeśli świet­nie sobie pora­dzi­my z pierw­szym roz­po­zna­nym pro­ble­mem i zapro­po­nu­je­my prak­tycz­ny lub inspi­ru­ją­cy spo­sób, by dać mu radę, publicz­ność zosta­nie z nami przez całą prze­mo­wę.

W trak­cie wystą­pie­nia może­my tak­że wyko­rzy­stać publicz­ność, by uzy­skać opi­nię na temat jego tem­pa.

Zapytajmy „Ilu z was uwa­ża, że mówię zbyt wol­no?”, a potem „Ilu z was uwa­ża, że mówię za szyb­ko?”.

Teraz mamy aktu­al­ne dane i może­my się odpo­wied­nio dopa­so­wać.

Najgłupszą rze­czą, któ­rą może zro­bić mów­ca, jest zapy­ta­nie publicz­no­ści „Czy są jakieś pyta­nia co do tego, co wła­śnie powie­dzia­łem?”

To brzmi jak groź­ba, jak­by­śmy wyzy­wa­li publicz­ność, by pod­wa­ży­ła nasz auto­ry­tet, cze­go nie podej­mie się więk­szość ludzi.

Zamiast tego, spraw­my, by pyta­nie było pozy­tyw­ne i inte­rak­tyw­ne. Na przy­kład „Czy jest coś, co chcie­li­by­ście, żebym wyja­śnił?”.

Pozwólmy publicz­no­ści pomóc nam w opo­wia­da­niu histo­rii lub pokaż­my im, co już wie­dzą:

„Czy ktoś tutaj wie, kto wyna­lazł ser­nik?”

Potem przy­znaj­my nagro­dy, przy­zwo­ite rze­czy, o któ­rych wie­my, że są popu­lar­ne wśród tłu­mów, na przy­kład egzem­plarz naszej książ­ki, albo kupon poda­run­ko­wy do Starbucks za 10$. Poziom uwa­gi publicz­no­ści z pew­no­ścią wzro­śnie.

Jeśli zna­my inte­re­su­ją­ce, wyzy­wa­ją­ce pro­ble­my zwią­za­ne z naszym tema­tem, prze­staw­my je publicz­no­ści. Wybierzmy na tyle małe pro­ble­my, by moż­na było je roz­wią­zać w cią­gu 30-60 sekund.

Nawet jeśli nikt nie odpo­wie na zada­ne pyta­nie, wię­cej ludzi będzie słu­chać ciszy, któ­ra zapad­nie w pomiesz­cze­niu, niż gdy mówi­li­śmy, zanim wszy­scy zamil­kli.

Nigdy nie nale­ży się oba­wiać wpro­wa­dze­nia zasad, któ­rych wie­my, że publicz­ność chcia­ła­by, byśmy prze­strze­ga­li.

Gdy mamy wąt­pli­wo­ści, popro­śmy ludzi o pod­nie­sie­nie rąk: „Czy powi­nie­nem kon­ty­nu­ować ten temat, czy przejść dalej?”. Jeśli zechcą, byśmy prze­szli dalej, powin­ni­śmy to zro­bić.

Gdy wpro­wa­dza­my popu­lar­ną zasa­dę, ponow­nie anga­żu­je­my ludzi, któ­rzy popie­ra­ją tę zasa­dę. Przywracamy swo­ją wła­dzę i zysku­je­my sza­cu­nek publicz­no­ści.

Nie wahaj­my się prze­rwać gadu­le, uci­szyć gościa roz­ma­wia­ją­ce­go przez tele­fon i prze­szko­dzić gru­pie odby­wa­ją­cej pry­wat­ną, lecz roz­pra­sza­ją­cą roz­mo­wę. Dopóki jeste­śmy uprzej­mi i bez­po­śred­ni, będzie­my boha­te­ra­mi.

Zawsze pla­nuj­my i ćwicz­my, by skoń­czyć wcze­śniej.

Duża lek­cja pły­ną­ca z bycia w tele­wi­zji jest pro­sta: zawsze wystę­pu­je­my.

Za każ­dym razem gdy otwie­ra­my usta i spo­dzie­wa­my się, że ktoś będzie słu­chał, zacho­wu­je­my się ina­czej, niż gdy­by­śmy byli sami.

Im więk­sza publicz­ność, tym powin­ni­śmy być więk­si. Głos powi­nien być gło­śniej­szy, gesty ręko­ma bar­dziej dra­ma­tycz­ne, a nasze tem­po bar­dziej entu­zja­stycz­ne.

W szcze­gól­no­ści powin­ni­śmy się tak zacho­wy­wać w tele­wi­zji. Ponieważ nasze wystą­pie­nie może poja­wić się na malut­kim tele­wi­zor­ku z salo­nie lub w oknie prze­glą­dar­ki na kom­pu­te­rze, powin­ni­śmy wyda­wać się duzi, by prze­być tę odle­głość.

Bez wzglę­du na to, za pośred­nic­twem jakie­go medium wystę­pu­je­my, spraw­my, by wystą­pie­nie wyda­wa­ło się prost­sze i mniej ofi­cjal­ne. To sztu­ka spra­wia­nia, by to, co nie­na­tu­ral­ne, wyda­wa­ło się natu­ral­ne.

Robienie cze­goś inte­re­su­ją­ce­go spra­wia, że będzie­my regu­lar­nie sły­szeć sprzecz­ne opi­nie.

Czasami opi­nia nie doty­czy nawet naszej pra­cy – jeste­śmy po pro­stu łatwym celem dla jadu, któ­ry gro­ma­dzi się w ludziach w cią­gu ich życia. Jesteśmy po pro­stu pierw­szą rze­czą, któ­rą ludzie mogą oce­nić, po tym, jak przez wie­le dni byli okrut­nie oce­nia­ni przez innych. Chcą się wyżyć i wyży­wa­ją się na nas.

W roz­mo­wie z wystę­pu­ją­cym, więk­szość ludzi mówi miłe, pro­ste i pozy­tyw­ne rze­czy. W wyni­ku tego tysią­ce złych mów­ców żyją wra­że­niem, że radzą sobie nie­źle.

Od więk­szo­ści nauczy­cie­li ocze­ku­je się bar­dzo nie­wie­le. Gdy ludzie słu­cha­ją wykła­du, więk­szość z nich jest dość zado­wo­lo­na, gdy są zale­d­wie zaba­wia­ni.

Wiarygodność nada­je gospo­darz. Jeśli gospo­darz powie „To jest eks­pert ds. X” ludzie w to uwie­rzą. Ludzie chęt­nie zakła­da­ją wia­ry­god­ność na pod­sta­wie tego, jak i przez kogo został przed­sta­wio­ny mów­ca.

Nasz wygląd, zacho­wa­nie, posta­wa i nasta­wie­nie mają zna­cze­nie. Każda publicz­ność ocze­ku­je pew­nych powierz­chow­nych ele­men­tów i jeśli je zre­ali­zu­je­my, resz­ta jest łatwiej­sza.

Im bar­dziej wyglą­dam, jak­by mi zale­ża­ło, tym bar­dziej praw­do­po­dob­ne jest, że publicz­no­ści tak­że będzie zale­żeć.


Oto tro­chę rze­czy­wi­stych opi­nii, któ­rych potrze­bu­ją mów­cy:

Jak wypa­dła moja pre­zen­ta­cja w porów­na­niu z inny­mi?

Jaka jed­na zmia­na naj­bar­dziej ulep­szy­ła­by moją pre­zen­ta­cję?

Na jakie pyta­nia ocze­ki­wa­li­ście, że odpo­wiem, a pozo­sta­ły bez odpo­wie­dzi?

Jakie iry­tu­ją­ce rze­czy prze­szko­dzi­ły mi w przed­sta­wie­niu wam tego, cze­go potrze­bo­wa­li­ście?


Lepsze pyta­nia do zada­nia przy­by­łym to:

Czy dobrze wyko­rzy­sta­łem wasz czas?

Czy pole­ci­li­by­ście ten wykład innym?

Czy w wyni­ku tej mowy roz­wa­ża­cie zro­bie­nie cze­goś ina­czej?

Czy wie­cie, co robić dalej, by kon­ty­nu­ować naukę?

Czy byli­ście zain­spi­ro­wa­ni lub zmo­ty­wo­wa­ni?

Jak sym­pa­tycz­ny wyda­wał się wam mów­ca?

Jak kon­kret­ne były według was mate­ria­ły mówią­ce­go?


Zadajmy pyta­nia stu­den­tom tydzień lub mie­siąc póź­niej (by zoba­czyć, co fak­tycz­nie zosta­ło w ich gło­wach).

Wykorzystajmy tech­no­lo­gię, by pomo­gła nam poka­zać, co fak­tycz­nie zro­bi­li­śmy.

Jeśli za bar­dzo boimy się oglą­da­nia samych sie­bie w trak­cie prze­mó­wie­nia, jak może­my ocze­ki­wać, że będzie nas oglą­dać publicz­ność?

Nie pro­śmy ludzi, by słu­cha­li cze­goś, cze­go sami nie słu­cha­li­śmy. Po pro­stu to zrób­my.

Jeśli nie podo­ba nam się to, co widzi­my, skróć­my to. Weźmy 30 sekun­do­wy – krót­ki, mate­riał dłu­go­ści rekla­my i ćwicz­my, dopó­ki nie wyj­dzie nam dobrze. Następnie dodaj­my wię­cej.

Uczniowie zawsze ryzy­ku­ją wię­cej niż ich nauczy­cie­le, co poma­ga wyja­śnić prze­stęp­cze zacho­wa­nia nie­któ­rych uczniów. Boją się oblać lub być skry­ty­ko­wa­nym i zawsty­dzo­nym przed całą kla­są, więc pierw­si odrzu­ca­ją nauczy­cie­la.

Czy kie­dy­kol­wiek zasta­na­wia­li­ście się, dla­cze­go tak wie­lu nauczy­cie­li w szko­łach wyda­je się tak zmę­czo­nych, tak wypa­lo­nych? Nie zaczy­na­li w ten spo­sób. Uczenie cze­go­kol­wiek rok po roku, obser­wo­wa­nie jak wie­lu uczniów ma pro­ble­my z opa­no­wa­niem lek­cji poże­ra duszę i nie ma moż­li­wo­ści, by nie ode­bra­ło nam miło­ści, któ­ra na począt­ku popchnę­ła nas do naucza­nia.

Nauczanie, gdy dzia­ła jak powin­no, jest jed­nym z naj­bar­dziej satys­fak­cjo­nu­ją­cych doświad­czeń. Zobaczenie, że idea, któ­rą wyja­śni­li­śmy, zosta­je przez kogoś zro­zu­mia­na i sku­tecz­nie zasto­so­wa­na jest inna niż wszyst­kie życio­we przy­jem­no­ści.

Jeśli weź­mie­my dwóch odda­nych, w mia­rę inte­li­gent­nych ludzi: jed­ne­go zain­te­re­so­wa­ne­go naucza­niem, dru­gie­go chcą­ce­go się uczyć, może wyda­rzyć się coś wspa­nia­łe­go. Pomyślmy o mistrzu i cze­lad­ni­ku, men­to­rze i pro­te­go­wa­nym. W nauce wygry­wa­ją małe licz­by.

Sukces nauki jeden na jed­ne­go został już udo­wod­nio­ny w histo­rii, wie­le tak zwa­nych wyjąt­ko­wych talen­tów było uczo­nych przez rodzi­ca lub przy­ja­cie­la rodzi­ny (Einstein, Picasso i Mozart, wszy­scy są w tej gru­pie). Tak, mie­li zdu­mie­wa­ją­cy talent, ale byli też ucze­ni pry­wat­nie przez ludzi, któ­rzy inwe­sto­wa­li w ich naukę.

Nauczanie jest intym­no­ścią umy­słu i nie da się jej osią­gnąć, jeśli musi­my pra­co­wać w dużych gru­pach.

Trzy rze­czy, któ­re zro­bił mój brat, a któ­re powi­nien zro­bić każ­dy i nie jest zasko­cze­niem fakt, że łatwiej je zre­ali­zo­wać w mniej­szej gru­pie uczniów:

Sprawmy, by zaję­cia były aktyw­ne i inte­re­su­ją­ce.

Zacznijmy od ana­li­zo­wa­nia tego, co inte­re­su­je uczniów.

Dopasujmy się do tego, jak ucznio­wie reagu­ją na nr 1 i 2.

„Słyszę i zapo­mi­nam. Widzę i pamię­tam. Robię i rozu­miem.”

O ile wykła­da­nie jest trud­ne, o tyle danie publicz­no­ści zaję­cia jest dużo trud­niej­sze.

Nauczyciel musi zejść z dro­gi; zamiast być gwiaz­dą, uła­twia uczniom zdo­by­cie doświad­cze­nia. Nauczyciel może osią­gnąć to dzię­ki ćwi­cze­niom, grom i wyzwa­niom, w któ­rych odgry­wa raczej wspo­ma­ga­ją­cą niż pierw­szo­pla­no­wą rolę.

Jeśli chce­my nauczyć kogoś umie­jęt­no­ści zwią­za­nej z zacho­wa­niem, na pew­nym eta­pie uczeń powi­nien ją prze­ćwi­czyć.

To wyja­śnia, dla­cze­go wie­lu wykła­dow­ców i guru, będą­cych fan­ta­stycz­ny­mi mów­ca­mi, jest jakimś cudem okrop­ny­mi nauczy­cie­la­mi. Gdy ich „ucznio­wie” wycho­dzą z wykła­du, nie wie­dzą jak wyko­rzy­stać cokol­wiek z tego, co usły­sze­li. Biorąc pod uwa­gę geniusz wykła­dow­cy zakła­da­ją, że to oni sta­no­wią pro­blem i pod­da­ją się.

Stwórzmy dla swo­ich uczniów ćwi­cze­nia, by mogli pod­szko­lić kon­kret­ne umie­jęt­no­ści, a potem podziel­my ich na małe gru­py tak, by mogli współ­pra­co­wać i zasto­so­wać pomy­sły wyja­śnio­ne na wykła­dach.

Ludzie nigdy nie zasy­pia­ją, jeśli są cen­trum dane­go doświad­cze­nia.

Poinformujmy wszyst­kich, że mogą zapy­tać „Kogo to w ogó­le obcho­dzi?” w każ­dej chwi­li, a my zro­bi­my wszyst­ko, by wytłu­ma­czyć w jaki spo­sób jaka­kol­wiek nie­ja­sna rzecz, o któ­rej mówi­my łączy się z tym, dla­cze­go się tu znaj­du­ją.

Skupianie się na fak­tach i wie­dzy uła­twia nauczy­cie­lo­wi utrzy­ma­nie kon­tro­li i pozo­sta­nie w cen­trum wyda­rzeń. W rze­czy­wi­sto­ści, umie­jęt­ność zro­bie­nia tyl­ko jed­nej rze­czy ma ogra­ni­czo­ny zwią­zek z ilo­ścią posia­da­nej przez nas wie­dzy.

Pamiętajmy o naszej cięż­ko zdo­by­tej wie­dzy, ale jed­no­cze­śnie pamię­taj­my, jak to było, gdy byli­śmy kom­plet­ny­mi nowi­cju­sza­mi.


Zapytajmy sie­bie w róż­nych momen­tach pre­zen­ta­cji:

Czy zna­ją już ten fakt lub lek­cję?

Czy muszę im wyja­śnić ten punkt w inny spo­sób?

Czy są prze­sy­ce­ni infor­ma­cja­mi i potrze­bu­ją prze­rwy albo chwi­li śmie­chu?

Czy są zbyt cwa­ni i potrze­bu­ją wyzwa­nia?


Niemożliwe jest ucze­nie kogoś dobrze, bez ucze­nia się cze­goś po dro­dze.

Dobrzy nauczy­cie­le słu­cha­ją rów­nie wie­le, co mówią, impro­wi­zu­jąc w swo­ich mate­ria­łach na pod­sta­wie tego, co sły­szą i bada­jąc, czy mia­ło to pozy­tyw­ne skut­ki.

Chociaż uwiel­biam roz­ma­wiać z inte­re­su­ją­cy­mi, przy­ja­zny­mi ludź­mi, jestem ogrom­nie szczę­śli­wy, gdy jestem sam.

Ludzie, któ­rzy w trak­cie pra­cy są w cen­trum uwa­gi – jak komi­cy, nauczy­cie­le i wykła­dow­cy – są poza sce­ną bar­dziej cisi niż więk­szość ludzi. Spalają wie­le swo­jej ener­gii spo­łecz­nej w trak­cie pra­cy.

Jeśli macie inte­re­su­ją­cą opi­nię, czę­sto się śmie­je­cie i przy­nie­sie­cie butel­kę faj­ne­go wina, z wiel­ką chę­cią z wami poroz­ma­wiam. Jednak bio­rąc wszyst­ko pod uwa­gę, jestem ogrom­nie szczę­śli­wy, mając dobrą książ­kę i ład­ny widok.

Studiowałem teatr impro­wi­zo­wa­ny. Nauczyłem się tam jak patrzeć i jak słu­chać. Humor i intu­icja wyni­ka­ją z poświę­ca­nia uwa­gi, a nie ze spe­cjal­nych talen­tów.

Najłatwiejszym spo­so­bem, by być inte­re­su­ją­cym jest być szcze­rym. Ludzie rzad­ko mówią to, co napraw­dę czu­ją, jed­nak tego naj­bar­dziej pra­gnie publicz­ność. Jeśli potra­fi­my powie­dzieć praw­dę, któ­rą więk­szość ludzi oba­wia się powie­dzieć, jeste­śmy boha­te­ra­mi.

Koszule to naj­lep­sze, naj­bar­dziej god­ne zaufa­nia miej­sce na przy­pię­cie mikro­fo­nu.

Dobrze trak­tuj­my kame­rzy­stów. Mogą zro­bić wie­le rze­czy, by spra­wić, żeby­śmy wyglą­da­li, albo brzmie­li głu­pio. Spytajmy ich o rady.

Wykorzystajmy emfa­zę, by każ­dy z punk­tów był tak jasny, jak to moż­li­we. Możemy posłu­chać jakie­goś wiel­kie­go mów­cy i roz­bi­jać każ­de wypo­wia­da­ne przez nie­go zda­nie po to, by zoba­czyć, w któ­rych miej­scach kła­dzie nacisk. Będzie wyko­rzy­sty­wał róż­ne­go rodza­ju akcen­to­wa­nia, jak na przy­kład powta­rza­nie słów, pau­zy, gesty ręko­ma, a nawet mówie­nie szep­tem.

Większość ludzi mówi „yyy” lub „eee” w trak­cie prze­ma­wia­nia. Nazywa się je dźwię­ka­mi wypeł­nia­ją­cy­mi.

Wykonujemy je głów­nie dla­te­go, by nadal uczest­ni­czyć w kon­wer­sa­cji. Dajemy znać ludziom, z któ­ry­mi roz­ma­wia­my, że jesz­cze nie skoń­czy­li­śmy mówić.

Gdy jeste­śmy w trak­cie pre­zen­ta­cji to nie jest koniecz­ne, ponie­waż tyl­ko my trzy­ma­my mikro­fon.

Mówienie „yyy” jest złe. Nic nie zabi­ja naszej wła­dzy nad pomiesz­cze­niem tak, jak brak ciszy.

Cisza usta­la pod­sta­wo­wą war­tość ener­gii w pomiesz­cze­niu. Czasami, gdy w pomiesz­cze­niu panu­je cisza, ludzie zwra­ca­ją wię­cej uwa­gi niż wte­dy, gdy mówi­my.

Posłuchajmy komi­ków spe­cja­li­zu­ją­cych się w stand-upie: oko­ło 20-30% cza­su przy mikro­fo­nie spę­dza­ją w ciszy, czę­sto tyl­ko po to, by dać publicz­no­ści się pośmiać i cie­szyć się tym, co wła­śnie powie­dzie­li albo by stwo­rzyć prze­rwę, by póź­niej zacząć kolej­ną rzecz, któ­rą chcą powie­dzieć.

Cisza zapew­nia czas na sku­pie­nie się i prze­my­śle­nia. Odpowiednie wyczu­cie w cza­sie wyma­ga umie­jęt­no­ści aktor­skich. Cisza przy­da­je się po pyta­niach reto­rycz­nych albo po tym jak przed­sta­wi­my pro­blem.

Gdy sta­je­my z przo­du sali, musi­my upew­nić się, że nie zacho­wu­je­my się je ktoś, kto nigdy tego nie robił.

Żadna publicz­ność nie chce czuć, że prze­pro­wa­dza­my na nich pró­bę na sucho, chy­ba że w jakiś spo­sób nasze eks­pe­ry­men­ty spra­wia­ją im fraj­dę (co jest jed­nak mało praw­do­po­dob­ne).

Jeśli tem­po pre­zen­ta­cji jest nie­ja­sne, albo nie jeste­śmy pew­ni w jakim kie­run­ku zmie­rza­my, jeste­śmy żół­wiem na haju.

Wejdźmy w rytm, za któ­rym publicz­ność nadą­ży.

Miejmy dobrze okre­ślo­ne, pro­ste, jed­no­li­te tem­po.

Podzielmy czas na tyle punk­tów, ile chce­my omó­wić i poświęć­my rów­ną ilość cza­su na każ­dy z nich.

Możemy też dalej podzie­lić każ­dy punkt na poje­dyn­cze argu­men­ty, któ­re rów­nież powin­ny mieć jasny, pro­sty rytm, za któ­rym moż­na nadą­żyć.

Małe gesty, któ­re powta­rza­my, mogą roz­pra­szać. Jeśli będzie­my cią­gle pocie­rać nos, albo wkła­dać ręce do kie­sze­ni i wycią­gać je z nich, w koń­cu odcią­gnie to uwa­gę od tego, co mówi­my.

Wszyscy mamy ulu­bio­ne zwro­ty, któ­rych uży­wa­my zbyt czę­sto, jak na przy­kład „Tutaj cho­dzi o”, „A teraz…” albo „A tutaj mamy” przy przed­sta­wia­niu każ­de­go nowe­go slaj­du. Zawsze ist­nie­je inny spo­sób, by powie­dzieć tę samą rzecz, ale naj­pierw musi­my zauwa­żyć, na któ­rych zwro­tach pole­ga­my czę­ściej.

Musimy wyda­wać się na tyle natu­ral­ni, by ludzie mogli sku­pić się na tym, co mówi­my i musi­my wyda­wać się zado­wo­le­ni, że tam jeste­śmy.

Niewielu ludzi mówi z pasją. Ludzie myślą, że są peł­ni pasji, ale dla publicz­no­ści wyglą­da to zale­d­wie śred­nio wcią­ga­ją­co.

Co 10 minut ponow­nie przy­cią­gaj­my uwa­gę publicz­no­ści, by usta­lić po pro­stu, kto wciąż jest z nami.

Czasem mówię: „Sprawa wyglą­da tak. Chciałbym, żeby­ście poświę­ci­li mi pięć minut nie­po­dziel­nej uwa­gi. Jeśli po pię­ciu minu­tach będzie­cie znu­dze­ni, będzie­cie uwa­żać mnie za idio­tę, albo będzie­cie mieć więk­szą ocho­tę na prze­glą­da­nie Sieci niż na słu­cha­nie, może­cie to zro­bić. Nie będę mieć nic prze­ciw­ko, jeśli fak­tycz­nie wsta­nie­cie i wyj­dzie­cie po pię­ciu minu­tach. Jednak przez pierw­sze 300 sekund, pro­szę poświęć­cie mi nie­po­dziel­ną uwa­gę.”

Większość ludzi zamy­ka lap­to­py.

Pamiętajmy o tym, nie­któ­rzy ludzie robią na lap­to­pach notat­ki. Mogą na żywo pisać na blo­gu lub Twitterze o tym, co mówi­my, bar­dzo roz­sze­rza­jąc naszą publicz­ność poza pomiesz­cze­nie. Otwarty lap­top nie zawsze ozna­cza, że jeste­śmy igno­ro­wa­ni.

Gospodarz jest naszym prze­wod­ni­kiem. Powinien powie­dzieć nam, czy jest coś, o czym powin­ni­śmy wie­dzieć, jak na przy­kład nie­daw­ne zwol­nie­nia albo inne złe wia­do­mo­ści, o któ­rych mogą myśleć ludzie. Jeśli wpa­da­my w para­no­ję, może­my zapy­tać „Czy jest coś, co wyda­rzy­ło się nie­daw­no, a o czym powi­nie­nem wie­dzieć?”.